Dobrze jest sobie pyknąć w coś innego ale ładnie wyglądającego. Coś innego miałem na myśli RPG’a z kamerą w widoku izometrycznym. Fajnie jakby tematyka gry była zbliżona do czegoś co dobrze znamy…
Może i mali ale odważni czyli wariaci
Małe niezależne studio Neon Giant wypuszcza sobie gierkę w klimacie Cyberpunkowym i w sumie to tyle bo po moim małym researchu nie znalazłem, by wyprodukowali coś więcej. Także wszystko postawili na jedną kartę – nie wiem czy to podjęcie rękawic z CD Projektem ale muszą sobie zdawać sprawę, że branża growa będzie ich produkt porównywać z Cyberpunkiem 2077, czy tego chcą czy nie. Od razu widzi mi się obraz jakby wyżej wspomniane studia były na jakichś targach gdzie to Cyberpunk 2077 ma największe stoisko i oczy wszystkich graczy były w nich zwrócone, a gdzieś tam przy wyjściu stoi sobie malutkie stanowisko Neon Giant i zachęca nielicznych: „Hej zobaczcie, może nie mamy Keanu Reevs’a ale jest taniej!”.
Prawda jednak wygląda całkowicie inaczej, CD Projekt potknął się o krawężnik, rozbił sobie nos, cały świat się z nich śmieje ale tak naprawdę deweloper ma to gdzieś bo swoje zarobił. Nie wiadomo czy faktycznie próbują naprawić sytuacje… szczerze to nie istotne, ponieważ w momencie kiedy oni siedzą cicho Neon Giant w okresie ogórkowym skorzystał z okazji by wstać i powiedzieć – spróbujcie zagrajcie, oceńcie – do sezonu growego jeszcze czas.
W takim razie ja do prośby się ustosunkowałem i zabieram się do oceniania The Ascent gry produkcji Neon Giant.
Klimatyczny świat wylewa się z ekranu
Miejsce akcji odbywa się nie dalekiej przyszłości na planecie Veles. Miasto po którym się poruszamy jest podzielone na dystrykty od góry do dołu, gdzie na samej górze mieszka tzw. śmietanka, a na dole gdzie znajdują się slumsy mieszka biedota. Oczywiście jakby mogło być inaczej należymy do biedoty, jesteśmy w sumie zadłużonym niewolnikiem, który marnym żywotem rządzi korporacja o nazwie The Ascent Group. W dziwnych okolicznościach korporacja wpada w problemy i bankrutuje gdzie w tym samym czasie reszta gangów będzie chciała przejąć miasto co powoduje niezłą jatkę na ulicach.
Od zera do pionka w grze
Nasza historia zaczyna się od zlecenia, które otrzymujemy od niejakiego Poone’a lokalnego gangstera, który chcę ujeść trochę tortu z tego pierdolnika. Każda kolejna misja kieruje nas na kolejnego zleceniodawcę, który jak się okazuje ma swoje plany dotyczące The Ascent Group. Na końcu jak zawsze wychodzi z tego intryga, która ma swoje drugie dno.
Fabuła w The Ascent? Raczej ziew…
Czy to gra, w którą warto zagrać dla fabuły? Raczej nie bo jest ona po prostu taka jak w większości RPG’ach. Na plus to postacie, które dają się zapamiętać ale być może dlatego, że jest ich tylko kilka (jeśli mówimy o głównym wątku fabularnym) – także w tym aspekcie gra nie ma podjazdu do Cyberpunka, który moim zdaniem miał fabułę na 4 z plusem i nic więcej. Także jeśli mamy zastosować jakąś ocenę metryczną, w tym przypadku to trója na szynach – fabuła tu po prostu jest i tyle.
Jak walka? Zdecydowanie lepiej niż fabuła!
Walka w grze, mimo widoku w rzucie izometrycznym jest całkiem przyjemna. Oczywiście gracz zawsze będzie miał większe doznania przy kamerze z pierwszej lub trzeciej osoby. Ale strzelanie do przeciwników jak się okazuje jest naprawdę przyjemne. Wszystkie nasze starcia to w większości walki wyjęte z Hack and slash’owej rzezi. Praktycznie każde nasze starcie rozpoczyna się od bitki w stylu dziesięciu na jednego. Nie wybijamy tutaj po cichaczu przeciwników pojedynczo, tylko tonami kilogramów mięsa, pomaga nam w tym oczywiście średnio unikatowy arsenał podzielony na pistolety, karabiny i strzelby kończąc na granatnikach.
W dalszym etapie gry możemy korzystać z dodatkowej umiejętności, która musi się sama naładować po określonym czasie – dodatkowa umiejętność to np. wezwanie bota, który będzie odbierał uwagę przeciwników, a my w tym czasie możemy miło postrzelać przeciwnikom w plecy. W dodatkowych umiejętnościach znajduję się również wyrzutnia rakiet, która idealnie nadaje się na potworki, które lecą na Ciebie w ogromnych ilościach by zadać Tobie cios ręcznie.
Arsenał urywa dupę przeciwnikom ale nie nam
No jest czym strzelać i oczywiście co jest dużym plusem to amunicja, która jest nieskończona. Także ogranicza nas tylko ładowanie broni i mamy do wyboru: albo odskakujemy i ładujemy. Albo korzystamy z wyrzutni rakiet i w tym czasie ładujemy. Jedno jest pewne, nie możemy stać w jednym miejscu bo szybko zginiemy.
Co do broni to najlepiej strzelało mi się karabinem, granatnik mimo teoretycznego większego odrzutu, długo się ładował i tak naprawdę mało zadawał obrażeń. Może z tego powodu, że nie upgrade’owałem tak dobrze tej broni jak karabinu. Ale z kolei shootgunem przyjemnie miażdżyło się przeciwników na krótki dystans.
Jeszcze chwilka o walce…
Bo właśnie rozwałkowywanie przeciwników jest tutaj miodne. Ciała praktycznie się rozczłonkowują, przy czym animacja rozwalenia ciała jest bardzo płynna, jakby była stricte dopasowana do ilości klatek wyświetlanych na komputerze. W sumie sam feeling rozwalania przeciwników porównałbym do tego z Gears of War – prawdopodobnie jest ten sam ponieważ gra działa również na Unreal Engine.
Jeszcze wracając do samej walki – ciekawym rozwiązaniem jest tutaj strzelanie zza zasłony. W momencie kiedy przeciwnicy strzelają do Ciebie w horyzontalnych 90 stopniach, najlepszym sposobem to kucnąć za murkiem lub inną przeszkodą i prawym przyciskiem myszy wystawić broń do góry by móc naparzać swobodnie w przeciwników. Uważam, że to w połączeniu z używaniem dodatkowych umiejętności oraz wykonywaniem uników sprawia, że sama walka nie jest nudna.
Taki ten eRPeG mało RPG’owy
The Ascent to gra z gatunku RPG – gry z tego gatunku słyną z wyboru zakończeń lub podejmowania decyzji jak się okazuje w The Ascent tego nie ma albo przynajmniej ja tego nie odkryłem. Rozmowa z postaciami to przeklikiwanie się „dalej, dalej, dalej…” i ewentualnie masz pulę pytań by zrozumieć szerszy aspekt danej historii ale tak naprawdę do wykonania misji te pytania są zbędne – więc nie rozumiem na cholerę je dodawać?
Kolejny RPG’owy schemat to rozwój postaci oraz jej charakteryzacja. Rozwijać postać możemy za wcześniej zdobyte punkty doświadczenia, rozwijamy głównie nasze podstawowe atrybuty jak większa odporoność, lepsza celność, szybsze uniki itd. Są również dodatkowe umiejętności lub precyzyjnie mówiąc ulepszenia (to ten moment, w którym opowiadałem o wyrzutni rakiet). Także ulepszenia możemy sobie dobrać pod naszą taktykę walki. Ja lubiłem robić rozpierduchę, więc wyrzutnia rakiet w połączeniu z hydraulicznym ciosem spełniała moje potrzeby.
Ale wygląd postaci jest całkiem fajny
Jeszcze apropo charakteryzacji to w trakcie gry możemy również zmienić nasz wygląd nie tylko jeśli chodzi o budowę ciała oraz wygląd twarzy ale również możemy zmienić płeć. Co do ubioru naszej postaci to na początku możemy wyglądać jak typowy dres, który biega po mieście z goglami VR na głowie. Wraz z postępem gry zmieniamy wszczepy na twarzy, a nasza postać z czasem przypomina Master Chiefa z serii Halo co wygląda niezwykle klimatycznie.
No więc tak fabularnie słaby RPEG ale jeśli chodzi o customizację oraz rozwój postaci to daje w miarę radę. Takie 6/10.
Grafika to miód na oczach
To zmierzając do brzegu trzeba opowiedzieć o jednej z największych zalety gry czyli grafice. Oprawa graficzna jest tu naprawdę TOP, wybuchy oraz zniszczenia ziemi od razu rzucają się w oczy. Nie wiem czy to jakiś nowy asset silnika Unreal czy własne zaprojektowane dzieło. Ale wygląda to w pyte.
Cały świat gry również wygląda niesamowicie i jest naprawdę szczegółowy, każda lokalizacja różni się od siebie czy to jesteśmy w Klastrze trzynastym (czyli tam gdzie biegamy głównie po zadania z głównego wątku fabularnego oraz tam gdzie zakupimy giwery, ulepszenia itd.) Czy jest to najwyższe piętro Arki, obrzeża metropolii. No kurde wygląda to naprawdę dobrze, dodatkowo te miasto żyje w przeciwieństwo do ekhmm…
NPC stoi przy NPC’u, przechodniów oraz mieszkańców świata czasami nawet jest aż za dużo, ponieważ podczas ataków jestem czasami zmuszeni do otwierania ognia w bogu ducha winnych przechodniów. Już nie chodzi o to, że twórcy mogli wykorzystać jakieś gotowy Assety, ten świat na serio został zaprojektowany z głową, każdy szczegół tworzy pozytywny od biór gry pod względem grafiki. Gdyby to były czasy kafejek Internetowych i zobaczyłbym u kogoś przez ramię, że gra w The Ascent to po pierwsze zapytałbym co to za gra, a po drugie kiedy kończy mu się czas. Serio wizualnie jeszcze raz – jest w pyte.
Panie Didżej dobry bit!
Nie jestem specjalistą od dźwięku, nie jestem melomanem, słuch jakiś mam ale raczej po prostu lubię rytmiczną muzykę wpadającą w ucho. Jednak ścieżka dźwiękowa w The Ascent to druga największa zaleta gry. Czuć mocno klimat cyberpunkowy jeśli chodzi o samą oprawę dźwiękową bez muzyki, a taki aspekt już robi świetnie robotę pon ieważ nawet jeśli grafika byłaby tragiczna to aspekt dźwięku mocno wsparłby klimat gry. Ale nie… grafika daję radę, oprawa dźwiękowa daje radę, a dodatkowo jeszcze muzyka, która pomaga nam miło szatkować przeciwników oraz przemierzać miasto – daje naprawdę pozytywne wrażenia. Oprawa audiowizualna? TOP!
CD Projekt – Ty się nie bój ale za robotę weź!
Hoho… w momencie zapowiedzi CD Projekt RED musiał trochę zapocić czółko, czy aby ich produkcja nie zostanie przyćmiona przez nowego gracza na rynku. Od razu odpowiadam: drodzy deweloperzy z CD Projekt RED – możecie w spokoju naprawiać dalej błędy w swojej produkcji.
The Ascent raczej nie zabierze wam graczy, a po prostu tych wkurzonych na was trochę uspokoi i da wam czas na naprawę gry. The Ascent to gra, w którą raz się zagra i raczej do niej nie wróci, chyba, że mówimy o kolejnej części, a raczej wychodzi na to, że takowa będzie. Studio Neon Giant odwaliło kawał niezłej roboty.
Neon Giant – dobra robota!
Sprawdzając LinkedIn’a wychodzi na to, że obecnie pracuje tam 15 osób. Jeśli 15 osób potrafiło wykreować taki świat to jestem ciekaw co zrobią z większą ekipą i solidnym budżetem, ponieważ wychodzi na to, że gra sprzedaje się świetnie na Steamie, a obecność w Game Pass’ie tylko pomaga grze się wypromować.
Jak wspomniałem wcześniej gra dostępna jest w Game Passie i serio warto dać szanse temu tytułowi w ten letni, upalny ogórkowy sezon. Główny wątek fabularny zajmie wam mniej więcej ok. 10h a sam początek gry nie należy do trudnych.
Jeśli już graliście to napiszcie proszę w komentarzu czy gra faktycznie jest warta podboju na steamie?